|
Gry
Maja data 17.02.2008, o 19:22 (UTC) | | Niedawno dodałam nową podstronę o nazwie GRY. Niestety narazie są na niej tylko dwie gry ale będzie więcej. | | |
|
Odwiedzający
Maja data 17.02.2008, o 19:14 (UTC) | | Liczba odwiedzających wzrozła już do 194 i czekam na 200. | | |
|
Licznik
Maja data 28.12.2007, o 16:04 (UTC) | | Tą strone odwiedziło już 40 osób, więc stworzyłam nową podstronę o nazwie "Licznik" gdzie jest pokazywany wskażnik odwiedzających. | | |
|
Szkolne prace domowe - nielegalne
Maja data 19.12.2007, o 19:52 (UTC) | | Czy to w szkole podstawowej, gimnazjum, liceum - we wszystkich polskich szkołach publicznych zadaje się obowiązkowo prace domowe. Krótko mówiąc - szkoła od rana do wieczora. Zamiast korzystać ze swojej młodości zostaje ograbiony z najcenniejszych chwil w swoim życiu. Czy to łamanie prawa?
Rodzice znają podobne sceny. Dziecko wraca zmęczone ze szkoły, je obiad, a następnie musi się wziąć ponownie do roboty - odrabia prace domowe i przygotowuje się do sprawdzianów, kartkówek. Całość trwa nierzadko aż do wieczora. A gdzie czas na korzystanie ze swojej młodości? Miłe spędzanie czasu z przyjaciółmi? Polskie szkoły zadają prace domowe, ale czy ktoś zastanawiał się nad tym czy w ogóle mają do tego prawo?
Owszem. Po analizie obowiązującego prawa niejedna osoba doszła do zaskakującego wniosku - "szkoły łamią prawo przez zadawanie i ocenianie prac domowych!" Trzeba przyznać, że istnieją solidne podstawy potwierdzające powyższy wniosek. Jednym z głównych przedstawicieli tego twierdzenia jest Krzysztof Olędzki - Rzecznik Praw Ucznia i Rodzica. Na stronie internetowej organizacji Biuro Praw Ucznia i Rodzica (www.prawa-ucznia.pl) umieścił on dobitne dowody, że prace domowe nie powinny być zadawane. Przede wszystkim zwrócono uwagę na Konstytucję RP, Artykuł 31 mówiący o wolności osobistej. Szkoły nadając obowiązek odrabiania prac w domu ograniczają bezprawnie wolność osobistą ucznia. Żaden regulamin czy statut szkolny, a nawet rozporządzenie ministerstwa nie może tego zrobić.
Jedynym aktem prawnym, który ma moc ograniczenia wolności osobistej jest ustawa (zgodnie z Konstytucją RP, Art. 31). Oprócz tego wiemy, że pracownicy szkoły to funkcjonariusze publiczni, których kompetencje są ograniczone do treści aktów prawnych. Jednak nie istnieje żadna ustawa poruszająca temat prac domowych. A więc z tego wynika, że szkoła nie ma prawa zadawać prac domowych oraz nadużywa swe kompetencje. Ten i inne problemy dotyczące łamania praw ucznia są w polskich szkołach powszechne. Uczniowe powinni być uświadamiani, jakie prawa im przysługują, aby w razie potrzeby śmiało o nich mówić. Opisany w tym artykule problem może zostać rozwiązany tylko dzięki poparciu większej grupy osób, które wspólnie będą działać zmierzając do celu likwidacji gnębienia ucznia w domu.
Bardzo pomocne mogą być różne organizację działające na rzecz ochrony praw ucznia. Warto zajrzeć na stronę Biura Praw Ucznia i Rodzica, gdzie można znaleźć porady i rzeczową pomoc. Na forum należącym do tej strony można bezpośrednio nawiązać kontakt z rzecznikiem.
| | |
|
Ankieta
Maja data 19.12.2007, o 17:38 (UTC) | | Wyniki ankiety już się zmieniły. Teraz 66% odwiedzających to kobiety, a 33% mężczyźni. | | |
|
Wywiad z Sassą Buregren
Maja data 17.12.2007, o 15:44 (UTC) | | Niedawno został przeprowadzony wywiad z Sassą Buregren na temat demokracji u dzieci. Oto on:
Dziennikarz: Dlaczego postanowiła pani tłumaczyć dzieciom pojęcia demokracji i feminizmu?
Sassa Buregren: Dzieci powinno się traktować jako pełnoprawnych obywateli. Jednak my, dorośli, nie pytamy ich o opinię na temat wielu ważnych spraw, ignorujemy ich zdanie. Przyjęło się myślenie: jak dorosną. A przecież chodzi tu o świadomość własnych praw. Nie można zacząć o tym mówić i myśleć, dopiero jak się jest dorosłym. Z tym trzeba rosnąć.
Dziennikarz: W 'Małej książce o demokracji' pisze pani, że dzieci powinny mieć prawo do głosowania. Czy mówi pani o tym poważnie, czy to eksperyment myślowy?
Sassa Buregren: Jesteśmy przyzwyczajeni, że od zawsze w ważnych sprawach głos zabierali głównie mężczyźni. Kobiety prawo głosu zdobyły stosunkowo niedawno. A ja myślę, że aby demokracja mogła się w pełni rozwijać, prawo do głosowania powinny mieć również dzieci. 11- czy 12-letnie dzieci mogą brać udział w wyborach. Mnóstwo dzieci w większym stopniu interesuje się otaczającą je rzeczywistością niż niejeden 18-latek.
Dziennikarz: Nie obawia się pani, że dzieci oddadzą taki głos, jaki im narzucą dorośli?
Sassa Buregren: A ilu dorosłych z pełną odpowiedzialnością może powiedzieć, że głosując, kieruje się programem danej partii, a nie tym, co usłyszy w mediach czy od znajomych?Często ludzie, interesując się jednym punktem programu danej partii, akceptują cały pakiet. Czyż nie jest to poddawanie się pewnej formie manipulacji?
Dziennikarz: W książce wielokrotnie mówi pani, że demokracji się nie dostaje, że trzeba troszczyć się o nią. Czy o demokrację w Szwecji też trzeba się troszczyć?
Sassa Buregren: Demokracja w Szwecji funkcjonuje bardzo dobrze, ale to nie znaczy, że możemy spocząć na laurach. Jesteśmy dalecy od ideału. Na przykład partie po wyborach tracą zaangażowanie i wigor. Osiągnęły cel i nie muszą już starać się o wyborców.
Dlatego chciałam przekazać dzieciom podstawową wiedzę o tym, jak funkcjonuje demokracja, i dać im impuls, aby były świadome, że z czasem to one będą nadawały kształt przyszłemu społeczeństwu.
Dziennikarz: Jak książkę przyjęli czytelnicy?
Sassa Buregren: Bohaterka 'Małej książki o demokracji' Jorinda to moja córka, która w tej chwili ma 18 lat. Książka powstawała, kiedy miała 14 . Była pierwszą czytelniczką i recenzentką.
Dziennikarz: Przeczytałam na pani stronie internetowej, że organizuje pani warsztaty o demokracji. Na czym one polegają?
Sassa Buregren: Spotykam się z uczniami w szkołach i robię z nimi to, co Jorinda w książce: sporządzamy listę spraw, które chcieliby zmienić, aby rzeczywistość stała się lepsza. Następnie wspólnie klasyfikujemy zgłoszone życzenia w zależności od tego, gdzie można się z nimi zwrócić. I tak np. prośby, aby było więcej placów zabaw i boisk, nie kierujemy do rodziców, tylko zwracamy się do rady gminy.
Dziennikarz: Czy szkoły są zainteresowane takimi warsztatami?
Sassa Buregren: Ogromnie. W szwedzkiej szkole już w najmłodszych uczniach rozbudza się odruchy obywatelskie. Dzieci bardzo angażują się w to, co robimy. A większość spraw, o których chcą rozmawiać, dotyczy troski o drugiego człowieka. Dzieci w większym stopniu niż dorośli reagują na niesprawiedliwość. Zainteresowane są też ochroną środowiska i ekologią. Tematy takie jak władza czy pieniądze nie budzą emocji.
Dziennikarz: Pomówmy o 'Małej książce o feminizmie'. Szwecja ma opinię kraju, który przoduje w równości między kobietami i mężczyznami. Czy wciąż trzeba o tym pisać?
Sassa Buregren: Tak, bo mimo że Szwecja należy tu do światowej czołówki, to mężczyźni wciąż zarabiają więcej od kobiet na równorzędnych stanowiskach. W mediach więcej czasu poświęca się mężczyznom i ich sprawom. W polityce jest trochę inaczej, np. parlament zachowuje równość pod względem płci. Gorzej jest na poziomie gminy czy województwa, tam dominują mężczyźni.
W Polsce wciąż uważa się, że feministka to na ogół kobieta nie za piękna, która nie mogąc sobie znaleźć męża, zwalcza mężczyzn.
Dawniej w Szwecji też panowała taka opinia. Sądzę, że moja generacja przyczyniła się do zmian tradycyjnego podziału ról. Mężczyźni zaczęli wykorzystywać urlopy wychowawcze, zajmować się domem. Przykładem może być moja rodzina - obowiązki dzielimy po równo. W Szwecji częstym widokiem są grupy ojców spacerujących z wózkami. Większość młodych mężczyzn chce zajmować się swoimi dziećmi. Prawie wszystkie partie deklarują się jako feministyczne, nawet te, w których dominują mężczyźni.
Dziennikarz: A w przeciętnej szwedzkiej rodzinie istnieją różnice w wychowywaniu dziewczynek i chłopców?
Sassa Buregren: Niestety, to zaczyna się już na porodówce, gdzie chłopcom zawiązuje się niebieską wstążeczkę, a dziewczynkom różową. Gdy poszłam kupić skarpetki dla dziecka przyjaciół, usłyszałam pytanie, czy to dziewczynka, czy chłopiec. To irytujące.
W przedszkolu w Sztokholmie przeprowadzono niedawno badania. Przedszkole to znane jest z tego, że wychowawcy starają się nie różnicować dzieci ze względu na płeć. I co się okazało? Zaobserwowano, że personel, rozmawiając z dziewczynkami, mówi cieplejszym tonem, moduluje głos. Natomiast z chłopcami rozmawia się językiem prostym i zwięzłym.
Dziennikarz: Czy stara się pani wychowywać swoje dzieci według zasad, które głosi w książkach?
Sassa Buregren: Chcę w to wierzyć. Nie jestem jednak pewna, czy mi się to udaje. Oprócz córki mam dwóch synów. Jorinda dostała motorower na urodziny. Jeśli są z nim jakieś problemy, mój mąż bez pytania o zgodę zabiera się do naprawy. A gdy się popsują motorowery synów, mąż pyta, czy potrzebują pomocy. Trudno nad tym zapanować. Dbamy, aby chłopcy uczestniczyli w pracach domowych, prali, gotowali. Robią to chętnie i świetnie im to wychodzi. A córka nie ma do tego ani chęci, ani umiejętności. To dowód na to, że nie chodzi o płeć, tylko o charakter.
Sassa Buregren - autorka "Małej książki o demokracji" i "Małej książki o feminizmie", które w tłumaczeniu Iwony Jędrzejewskiej i adaptacji Magdaleny Środy ukazały się w wydawnictwie Jacek Santorski i Co.
News został napisany na podstawie artykułu ze strony www.gazeta.pl | | |
|
|
|
|